Są takie trasy, które zostają w głowie na długo. Wystarczy wsiąść na rower, przejechać kilka kilometrów, by trafić na ślad dawnych mieszkańców, zapomniane zamki, niezwykłe domy przysłupowe i kamienne krzyże, które widziały rzeczy, o których historia milczy. Ta pętla, zaczynająca się i kończąca przy Szwajcarii Lwóweckiej, to esencja Dolnego Śląska: krajobraz, legenda i opowieści zapisane w murach.

Szwajcaria Lwówecka – piaskowcowe baszty i barierki
Zaczynamy przy Szwajcarii Lwóweckiej – niewielkiej grupie skał z piaskowca, która przez wieki była punktem orientacyjnym dla podróżnych. Wejście na szczyt zajmuje kilkanaście minut, a z góry rozciąga się piękny widok na okolicę. Niestety, uroku odbierają jej współczesne barierki. Czy dodają bezpieczeństwa? Być może. Czy psują klimat? Oceńcie sami.
Lwówek – Pławna Górna: rowerem po dawnych torach
Zjeżdżamy na asfaltową ścieżkę rowerową, która kiedyś była linią kolejową z Lwówka Śląskiego do Świeradowa-Zdroju. Trasa jest wygodna, prowadzi przez lasy i pola, ale ma jedno „ale” – delikatnie, lecz konsekwentnie pnie się pod górę.
Mijamy dawną stację kolejową w Pławnej Górnej – budynek, który nosi na sobie ślad minionej świetności. Kiedyś, zaglądając przez okno, dostrzegliśmy tam stare kolejowe tablice i meble – jakby czas zatrzymał się w miejscu.

Pławna Górna – bajkowa wieś na pograniczu rzeczywistości
Zwykła dolnośląska wieś? Nic z tych rzeczy! Pławna Górna to miejsce, które zawdzięcza swój niezwykły charakter artyście Dariuszowi Milińskiemu. To tutaj powstał Zamek Śląskich Legend, Gród Rycerski i Galeria Mizielińskich – miejsca, gdzie historia splata się z wyobraźnią.
Przed Zamkiem Śląskich Legend warto zatrzymać się na dłużej – to prawdziwy dowód na to, jak jedna osoba może zmienić oblicze całej miejscowości.


Domy przysłupowe i wygasłe wulkany
Za Pławną Górną mamy wybór – możemy skręcić w stronę Lubomierza lub pojechać na Przeździedzę. Wybieramy drugą opcję – i nie żałujemy!
Podjazd jest wymagający, ale nagrodą są rozległe widoki. W oddali, przy dobrej pogodzie, widać nawet Karkonosze. Po chwili zaczyna się długi, przyjemny zjazd w stronę Marczyc, w których czekają na nas prawdziwe skarby – typowa zabudowa regionu – domy przysłupowe. To unikatowe budynki pogranicza polsko-czesko-niemieckiego, w których życie toczyło się od pokoleń. Jedne pieczołowicie odrestaurowane, inne złożone na ofiarę czasu. Ich charakterystyczny wygląda zawdzięczają słupom, którzy były przy domu (stąd polska nazwa przysłupy). To na nich stała cała konstrukcja. Drewniane ściany parteru, w którym znajdowała się pracownia tkacka, były można powiedzieć samodzielną częścią. W ten sposób drgania z pracowni nie przechodziły na resztę domu. Niestety tkactwo w regionie zaczęło podupadać w pierwszej połowie XIX wieku, a tkacze stracili pracę. Część skrzynkową domu łatwo było jednak rozebrać, przebudować i wymienić na kamień lub coraz bardziej lokalnie dostępną cegłę. Dla domów w regionie charakterystyczne są też balkony (tak jak na pierwszym zdjęciu), które umożliwiały przejście pomiędzy pomieszczeniami oraz różnorodne kratownice i szachulec lub mur pruski. Domy te były wielokrotnie przebudowywane i rozbudowywane dzięki czemu każdy jest inny. Wszystkie stanowią o wyjątkowości tego regionu. Więcej tego typu zabudowy znajdziecie na pograniczu polsko-czesko-niemieckim np w Bogatyni. Zaś prawdziwe zagłębie jest po drugiej stronie naszej zachodniej granicy w Górach Żytawskich.

Bóbr, spływy i bar „u Witka”
Kiedy dojeżdżamy do rzeki Bóbr, spotykamy całe grupy kajakarzy i pontoniarzy. Jest też wycieczka konna! Dolny Śląsk zawsze potrafi zaskoczyć.
Na szczęście bar „u Witka” jest otwarty – po kilkudziesięciu minutach pedałowania zimne napoje nigdy nie smakują tak dobrze.
Pałac w Dębowym Gaju – ruiny, które kiedyś były perłą
Po chwili pedałowania wjeżdżamy do Dębowego Gaju. To wioska, której warto przyjrzeć się bliżej – nie tylko ze względu na domy przysłupowe, ale także na ruiny pałacu.
Zbudowany w 1680 roku przez ród von Zedlitz, przeszedł przez burzliwe czasy napoleońskie i II wojnę światową. Potem, jak wiele dolnośląskich dworów, został ograbiony najpierw przez Armię Czerwoną, potem przez nowych mieszkańców. Dziś powoli zapada się w sobie. Chcesz go zobaczyć? Szukaj ścieżki między kościołem a przystankiem autobusowym.

Kamienne krzyże i powrót do Lwówka
W drodze powrotnej mijamy stare, poniemieckie krzyże. Znajdziecie je niemal przy każdym domu. Nowi mieszkańcy ich nie usunęli – choć mają obce napisy, są śladami tych, którzy byli tutaj przed nimi.
Zamykamy pętlę po około 35 km i trochę ponad trzech godzinach jazdy. Droga to mieszanka asfaltu i szutru, ale w większości spokojna, mało uczęszczana.
To trasa, która łączy wszystko, co najlepsze w Dolnym Śląsku – krajobraz, historię i ślady przeszłości, które warto odkrywać na nowo.